Dzień 4 - Św. Gerard cichy i pokornego serca

Cichość i pokora to cnoty, które najwięcej pociągają ludzi, stąd nawet Pan Jezus, pragnąc przywiązać Apostołów do Swojej boskiej nauki, powiedział im, że jest cichy i pokornego serca. Cichość poskramia gniew, znosi wady bliźniego i łagodnie się z nim obchodzi, pokora zaś jest to cnota, przez którą człowiek jak najwierniej poznając siebie, sam sobie godnym wzgardy się staje. Św. Paweł pisze w liście do Filipensów: (2, 5—7) „Albowiem to w sobie czujcie, co i w Chrystusie Jezusie — który, będąc w postaci Bożej... wyniszczył samego Siebie.” Rozważ, jak św. Gerard, idąc za tem wezwaniem, stał się, za wzorem Zbawiciela, cichym i pokornego serca!

Pan Jezus był cichym i łagodnym, nie było w Nim cierpkości, gniewu, zapalczywości. Nie łamie On nadłamanej trzciny, ani nie gasi dymiącego knota, to jest serca grzesznika nie zniechęca, ani resztek wiary nie tłumi. Św. Gerard, wpatrzony w Boskiego Mistrza, stał się tak cichym, iż z istoty swej wydawał się samą łagodnością. Uprzejmy dla każdego, usłużny, w obejściu wesoły i życzliwy, gotów był nadstawić lewy policzek temu, który go w prawy uderzył, płaszcz i suknię raczej oddać, aniżeli gniew podniecać i jad nienawiści szerzyć. Atoli cichość jego dlatego była tak stała, ponieważ opierała się na mocnym fundamencie pokory. Miał on o sobie swoiste przekonanie: uznając łaski, które mu Bóg dawał, wraz z Matką Najświętszą śpiewał hymn dziękczynienia: „Wielbij duszo moja Pana... albowiem uczynił mi wielkie rzeczy, który możny jest i święte Imię Jego” (Łuk. 1, 49), uważał się zupełnie szczerze i z głębi serca za najgorszego z ludzi. „Pełen jestem grzechów — mówi o sobie — błagam Cię, Boże, zlituj się nade mną! Wszyscy się nawracają, ja sam zostaję zatwardziałym grzesznikiem. Nie jestem człowiekiem, imienia tego godnym, gdyż się poddaję namiętnościom.”

Jego jasny rozum poznawał dokładnie nicość człowieka, który wobec nieograniczonego Majestatu Bożego prochem jest ziemskim i pożółkłym liściem jesiennym, wiatrem tam i sam miotanym. W świetle promieni Świętości Stwórcy, plama każda na duszy wydawała mu się skazą wstrętną, nieznośną, przebaczenia niegodną. Dlatego też nieraz przejęty niezmierzoną wielkością Boga i własną nicością, rzucał się na kolana, całował ziemię, błagając ją, by go zakryła przed oczyma ludzi, którzy go nazywali doskonałym i świętym.

A ty, czy postępujesz według rady, jaką dawał św. Paweł Rzymianom, pisząc do nich: „Albowiem w moc łaski, która mi jest dana, powiadam każdemu, ktokolwiek jest między wami, żeby nie rozumiał nad to, co rozumieć potrzeba, ale iżby rozumiał z umiarkowaniem, według daru wiary, jaki Bóg każdemu odmierzył.” (Rzym. 12, 30). Módl się do św. Gerarda, aby ci uprosił łaskę do ćwiczenia się w cnocie cichości i pokory!

Nie tylko w myślach, w sądzie swoim o samym sobie był św. Gerard pokorny, ale też w całym, codziennym życiu. I tu znajdował słodki przykład Jezusa Chrystusa, który objawił się światu w postaci ubogiego Dziecięcia i który się ukrył na parę lat w zapadłej wiosce galilejskiej, aby być ludziom posłusznym i woli ich poddanym. Jakże pociągać musiał św. Gerarda Jezus, który pomagał matce w niskich posługach domowych i gospodarskich, który potem dał się ubiczować, cierniem ukoronować i stał się pośmiewiskiem ludzkim i wzgardą pospólstwa, który, „gdy Mu złorzeczono, nie złorzeczył, gdy cierpiał, nie groził, lecz się poddawał niesprawiedliwie sądzącemu” (I Piotr 2, 23).

Św. Gerard z pokory szukał dla siebie najniższych zajęć, najwięcej umartwienia wymagającej pracy. Bez skargi, bez słowa uniewinniania się przyjmował upomnienia, jakie mu przełożeni dla wypróbowania jego cnoty, a inni dla sprawienia mu przykrości nieraz dawali, a doznając zelżywości i poniżenia, zachował spokój serca i pogodny wyraz twarzy, gdyż naśladował Tego, który nie znał grzechu, jednak przyjął na Siebie ciężar nieprawości, jak gdyby był winowajcą. Czyż nie jest słusznym zdanie św. Gerarda, że właściwie człowiek nie powinien mówić o upokorzeniach, albowiem nicości poniżyć nie można? „Nie mów — powiada on — upokarzam się, kto tak mówi, uważa się za coś, będąc w rzeczywistości nicością.”

Z pokory wyrosły inne cnoty i ozdobiły duszę św. Gerarda. Ona uczyniła jego wiarę żywą, silną i rączą, gdyż niskie mniemanie o sobie „w niewolę podbija wszelki rozum pod posłuszeństwo Chrystusowe” (II Kor. 10, 5). Do niego więc zastosować można słowa Pisma Św.: „Zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je maluczkim” (Mat. 11, 25). Pokora też sprawiła, że nie ufając sobie zbytnio i niewiele licząc na własne siły, św. Gerard w każdej potrzebie wzywał pomocy Bożej i wołał: ,,Boże, ku wspomożeniu memu pospiesz!” i tej pomocy rzeczywiście często w najtrudniejszych, cudu wymagających okolicznościach, doznawał. Pokora w końcu rozpaliła w jego duszy ten ustawiczny płomień miłości, jakim gorzał od wczesnej swej młodości, aż do ostatniego tchnienia. Życie św. Gerarda dobitnie stwierdza słuszność głębokiego zdania św. Augustyna, który mówi: „Nic nie ma wznioślejszego nad miłość, lecz tylko pokorni ją wykonują.”

A ty, czy jesteś pokorny wobec Boga, wobec bliźniego i siebie samego? Czy zwłaszcza sądu twojego o bliźnich nie można by streścić w słowach: „Panie! dziękuję Ci, że nie jestem jako inni ludzie — niesprawiedliwi, drapieżni, cudzołożnicy?” (Łuk. 18, 11). Pamiętaj o tym, że „Bóg pysznym się sprzeciwia, a pokornym łaskę dawa” (Jak. 4, 6).

(Odmów na cześć św. Gerarda 1 Ojcze nasz, Zdrowaś Maryo i Chwała Ojcu)  

Przykład

Św. Gerard był za życia serdecznym przyjacielem wszystkich uciśnionych, a w szczególności chorych. Chorzy wzywali go do siebie, a Bóg za ofiarną opiekę nad nimi, św. Gerarda wynagradzał często cudami. Dzieją się one i w naszych czasach za jego potężną przyczyną.

Siostra Marja Imelda, mieszkająca w Londynie, zachorowała na gruźlicę rdzenia pacierzowego i od kilkunastu miesięcy nie opuszczała łóżka. Mimo starań najlepszych lekarzy, chora czuła się coraz gorzej i bliska była śmierci. Nogi miała sparaliżowane i tylko rękami mogła z trudem poruszać. Cierpienia swe znosiła ze spokojem i poddaniem się Woli Bożej, jednakowoż za poradą O. Howella, Redemptorysty, rozpoczęła Nowennę do św. Gerarda, aby prosić tego wielkiego cudotwórcę o zdrowie lub o rychłą śmierć. Boleści nie opuszczały jej, owszem wzmagały się i stały się wprost nieznośne, w miarę jak gangrena zbliżała się do głowy. W końcu i ręce uległy sparaliżowaniu. Kapelan szpitalny, widząc, że chora najwyżej jeszcze kilka tylko godzin żyć będzie, udzielił jej ostatnich Sakramentów i poszedł odprawić za nią Mszę Św. Przy chorej pozostała pielęgniarka. Niedługo po przyjęciu Komunji Św. siostra Imelda krzyknęła z niezwykłego bólu; zdawało się jej, że prąd elektryczny przeszedł przez jej ciało i że nadeszła chwila śmierci. Ból jednak zaraz ustąpił, chora poczuła życie i siły, podniosła się, i ku zdumieniu wszystkich przyszła do kaplicy na samo Podniesienie. Była zupełnie zdrowa! Po Mszy Św. kapłan wraz z zakonnicami na podziękowanie Bogu za doznany cud odśpiewał „Te Deum laudamus” — hymn Ciebie Boże chwalimy. 

Modlitwa

Panie Jezu Chryste, Zbawicielu mój, który będąc Bogiem, stałeś się człowiekiem, będąc Królem Wszechświata, stałeś się rzemieślnikiem, będąc niewinnym, dałeś się przybić do Krzyża za moje grzechy — uczyń serce moje według Serca Twego! Przez cichość św. Gerarda wołam do Ciebie, miej litość nade mną! Przedkładam wielkość i żywość jego wiary, serdeczność jego miłości, głębię jego pokory, nieskalaność czystości, żarliwość jego modlitwy, wytrwałość w cierpieniu i wołam: wysłuchaj prośby mojej! Twoje Serce nie może się zamknąć na jego modlitwę. Gdybym był posłuszny, cichy i pokorny, jak św. Gerard, jakże potężną byłaby moja modlitwa! Lecz, ponieważ dusza moja skalana jest przywiązaniem do ziemi i zajęta jedynie własnym szczęściem, niegodny jestem, abyś mię wysłuchał. Przez zasługi mego Orędownika wzywam Cię: okaż miłosierdzie Twoje nade mną, a na wieki wychwalać Cię będę. Amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz