"Cierpieć dla Boga, to nic. Cierpieć, ale nie dla Boga, oto największa męka". Gerard nie szukał cierpienia dla niego samego; dla niego wyrastało ono z Chrystusowego krzyża i było przekształcone przez miłość. Chciał być blisko Pana i chciał być podobny do Ukrzyżowanego. Modlił się o żywą wiarę w Najświętszym Sakramencie ołtarza, aby móc kontemplować miłość objawioną w Chrystusowej ofierze.
Bardzo głęboko odczuwał cierpienia Chrystusa, szczególnie podczas Wielkiego Tygodnia, co pozwalało mu potem, gdy zabrzmiało "alleluja", z radością przeżywać święto Zmartwychwstania. Jego serce przepełniało wówczas niewzruszone szczęście i pokój. Modlił się do Pana: "Ufam jedynie Twojej nieskończonej dobroci i miłosierdziu, gdyż Ty jesteś wszechmocnym Bogiem i zawsze dotrzymujesz obietnic".
Dzięki stałej zażyłości z Chrystusem Gerard potrafił spokojnie przyjmować spadające nań cierpienia fizyczne i psychiczne (chorował na gruźlicę i depresję). Mówił: "Znajduję się w głębokim cierpieniu, a nikt mi nie wierzy". Jednak najbardziej dotykało go cierpienie duchowe. Żył w stałym lęku przed utratą wiary.
Jednym z najtrudniejszych doświadczeń było dlań oszczerstwo rzucone przez Nerię Caggiano, której pomógł wstąpić do klasztoru w Foggii. Wkrótce opuściła ona zakon i oskarżyła Gerarda, że miał romans z inną dziewczyną, której pomógł w podobny sposób. Sprawa dotarła do Alfonsa Liguoriego, założyciela i przełożonego Zgromadzenia Redemptorystów.
Gerard był przekonany, że nie powinien się bronić. Była to dla niego kolejna okazja, aby upodobnić się do Chrystusa, milczącego wobec fałszywych oskarżeń. Zabroniono mu przyjmowania komunii św. aż do odwołania. Wiedząc o swej niewinności, potrafił przyjąć to cierpienie jako wolę Boga. Wierzył, że On wszystko wyjaśni. I rzeczywiście: po jakimś czasie Neria wyznała, że wymyśliła całą historię, i Gerard został oczyszczony z zarzutów.
Przystępowanie do komunii św. nie tylko było dlań największą radością, ale uważał ją za "pożywienie dające życie". Jak więc przetrwał te miesiące bez niej? Spotykał się ze swoim umiłowanym przyjacielem Jezusem we własnym sercu. Wyznał: "Wystarcza mi mieć Go w moim sercu... On będzie zawsze w moim sercu". Nie potrafił żyć bez komunii św., więc rzucił się w Boże ramiona i znalazł w nich pocieszenie. "Odrodziłem się w Bożej nieskończoności" - powiedział później.
w: M. A. Dobosz, Św. Gerard Majella, Patron i Opiekun matek, Wyd. Homo Dei, Kraków 2013.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz