(5) List do s. Marii od Jezusa, 16 kwietnia 1752


Jezus † Maryja

Łaska Bożej miłości niech trwa na wieki w Waszej duszy. Amen.
O Boże, jakaż radość, że otrzymałem Wasz czcigodny list, tak bardzo upragniony przeze mnie! Ponieważ prawdziwie rozmawiam o Was z Bogiem, to pragnienie nie jest z mojej woli, lecz należy do Najwyższego, który zawsze skłania mnie do proszenia o pomoc innych, kiedy sam sobie nie radzę. Jego Boska wola pragnie bowiem, abym chodził w deszczu i pod wiatr. Na takiej drodze mnie pragnie, i pragnę jej także i ja. Niech więc zawsze pełni się w doskonały sposób Jego Boska wola. Oby tylko Bóg uczynił mnie tego godnym.

Tymczasem pocieszam się, że Wasza Wielebność i wszystkie jej córki jesteście bardzo zajęte u stóp Boskiego Majestatu w mojej intencji. Naprawdę mam taką nadzieję w Bogu i ufam, że On hojnie Was wynagrodzi w moim imieniu. Mój jedyny Pan Jezus Chrystus oddał mi całą swoją nieskończoną zapłatę, którą ja ofiarowałem Jego odwiecznemu Ojcu. Powtarzam i pragnę, aby tę samą zapłatę, którą dał mi Syn, ofiarował Wam podwójnie wraz z nieskończoną chwałą na całą wieczność.

Nie dziwcie się, że piszę do Was z tak wielkim uczuciem. Jedynym powodem, dla którego tak Was szanuję, jest to, że jesteście prawdziwymi umiłowanymi oblubienicami Jezusa Chrystusa, i z tego powodu czuję naglące pragnienie nieustannej rozmowy z Wami. Żywo dotyka mojego serca to, że Wy, owe oblubienice, przypominacie mi Matkę Bożą i jesteście Jej przedstawicielkami. Przez to właśnie tak Was szanuję. I wprawdzie nie wiem tego na pewno, ale sądzę, że Bóg nie chce, aby któraś z sióstr sprzeciwiała mi się w tym względzie. Dlatego pragnę, aby ten mój list został przeczytany wszystkim jako moje świadectwo.

Tak więc, moja droga Siostro w Chrystusie, wielkie dzięki za przysłaną mi statuetkę św. Teresy, której tak bardzo pragnąłem.

Opowiem Siostrze, jak się to stało, że nie dotarłem do Was. Najwidoczniej Bóg tego nie chciał, chociaż miałem przyjechać w dniu, który został mi na chwałę Bożą wyznaczony przez mojego przełożonego. Jednak pan Benedykt Graziola zatrzymywał mnie usilnie w swoim domu i nie miałem już czasu do Was przyjechać, o ile miałem być posłuszny mojemu kierownikowi [duchowemu] przebywającemu w Melfi, z którym przybyliśmy do Deliceto. Otóż właśnie udałem się do Melfi, gdzie z wielką przykrością stwierdziłem, że wyjechał on już wcześniej do Caposele.

Wasza Wielebność żąda, abym pozdrowił naszego brata Kajetana. Nie mogę nic innego zrobić, aby spełnić Twoją prośbę, jak przeczytać mu Twój list za pomocą znaków, jako że od pewnego czasu z woli Bożej nie mogę mówić, ponieważ moi przełożeni nakazali mi, abym nie rozmawiał z nikim spoza naszego klasztoru. Mogę to czynić tylko wtedy, kiedy przebywam na zewnątrz.

Proszę, abyście modliły się do Pana, by zabrał mi niezasłużony szacunek, który inni do mnie żywią, aby wszyscy zapomnieli o mnie, nie odzywali się do mnie i nie zauważali mnie, aby odkryli tę oczywistą prawdę o mnie, którą zniekształcają.

Niech to będzie odpowiedź na Wasz wysłany do mnie list. Dlatego powiem Wam jeszcze, że nasz brat Kajetan trwa w świętej pustelni i kocha ponad wszystko Jezusa Chrystusa i Najświętszą Pannę Maryję. Cieszy mnie najbardziej, że widać w nim wielką czystość serca, że czyni wszystko tylko dla Boga.

Kiedy napiszę do Was następnym razem, poproszę o relację, jak daleko zaszłyście wraz ze wszystkimi córkami na drodze świętej doskonałości, abym się głęboko zawstydził.

Z trzech wysłanych przez Was listów nie otrzymałem ani drugiego, ani trzeciego; znak oczywisty, że Boża wola tego nie chciała. "Fiat voluntas sua, in corde Iesu et beatae Mariae Virginis". [Niech się dzieje wola Jego, w sercu Jezusa i błogosławionej Panny Maryi].

Melfi, 16 kwietnia 1752

PS. Padam do stóp Waszego czcigodnego ojca duchowego, aby nigdy nie zapominał zanosić za mnie modlitw do Boga.

Waszej Wielebności
niegodny sługa i brat w Chrystusie
Gerard Majella
od Najświętszego Odkupiciela

W: Św. Gerard Majella, Pisma Duchowe, Homo Dei, Kraków 2006.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz